Ciągle bazgrzę jakieś literki na kartkach z odzysku, próbnych wydrukach, w zeszytach. Do niczego nikomu nie są potrzebne, ale mnie relaksują… Czasem jednak ubzdura mi się, że zmontuję coś na kształt logo komuś, kto go wcale nie potrzebuje – ostatnio padło na Teatr przy Fabryczce.
Smaruję więc w notesie kolejne warianty „TpF” i „TF”, zacierają się powoli nawzajem wcierając w siebie grafitowy pył i tłusty tusz. Część tych bazgrołków usiłuję potem jakoś w miarę elegancko zdigitalizować, co się nawet czasem przyzwoicie udaje.
A potem zapominam o sprawie.
Gdybym była TpF nie umiałabym wybrać. Klęska urodzaju ;) Ale rozumem jak mało kto, też tak mam. Ostatnio zalałam nadmiarem projektów, notabene też teatr i ciągle nie mogą się zdecydować… Hmm, albo żaden im się nie podoba… 🤔
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To raczej udokumentowanie mojego natręctwa, bo przecież zamówienia żadnego nie było… Gdyby to miało być komercyjnie, to bym wybrał trzy do pokazania :D
PolubieniePolubienie
Oj gdybym zarabiała na tym, czego nikt nie zamówił a ja zrobiłam… Ale pocieszające jest to, że nie tylko ja tak mam 😊
PolubieniePolubienie
A dla jakiego teatru robiłaś?
PolubieniePolubienie
Dla działu edukacji TN – też bez zamówienia 😁
PolubieniePolubienie