TTR2 w Wołominie

Od lat wygrywają lub zajmują czołowe miejsca w rankingach na najlepszych polskich instrumentalistów organizowanych przez miesięcznik „Gitara i Bas”. Gitarzysta Marek Raduli, perkusista Tomasz Łosowski i basista Wojtek Pilichowski tworzą zespół ΠR2, który właśnie teraz, w lutym, w wołomińskim studio New Project Production nagrywa swoją płytę.

Poprzedni rok minął pod znakiem koncertów…

Zagrałem ich około 120, oczywiście nie wszystkie z ΠR2 – tych było kilkadziesiąt. Graliśmy je wyłącznie w klubach, unikając dużych scen – nasza muzyka lepiej się sprawdza w warunkach kameralnych, kiedy jest dobry kontakt z publicznością. Odzew był świetny, sale zawsze pełne. Pomału przestajemy się bać grać „za bilety”, mamy jednak problem, który wynika z braku menadżera – nikt nie przypilnuje plakatowania, informacji w lokalnych mediach, przygotowania klubu. My na to czasu po prostu nie mamy, a do menadżerów tracimy zaufanie.

Jak doszło do powstania zespołu? Nie graliście przecież razem w żadnym zespole, właściwie tylko „ocieraliście się” o siebie na różnych koncertach. Preferujecie też odmienne gatunki muzyczne…

W jakiś sposób ten zespół powstał 12 lat temu – poznaliśmy się z Markiem w 1992 roku. On grał wtedy z Bajmem, ja – z Janem Bo. Już po tygodniu znajomości postanowiliśmy przygotować wspólne demo u mnie w domu. Niestety nie mieliśmy pod ręką żywego perkusisty, więc wykorzystaliśmy do tego automat. Mimo tego, że znaliśmy się niewiele, to nagrania poszły świetnie, muzycznie rozumieliśmy się od samego początku. Nagraliśmy wtedy trzy utwory Marka i jeden standard, ja nawet nie myślałem wtedy o komponowaniu. Przez następne lata mieliśmy sporo pracy, ale zapraszaliśmy się wzajemnie do współpracy przy swoich solowych projektach i pracowaliśmy razem jako muzycy sesyjni nagrywając materiał dla innych wykonawców. Dopiero niedawno postanowiliśmy zacząć pracę razem, na równych prawach. Zaprosiłem do współpracy Tomka Łosowskiego, znakomitego perkusistę z którym sporo współpracowałem i który od początku wydawał mi się najlepszym wyborem ze względów muzycznych. Chwilę trwało, zanim obaj panowie się poznali, ale już jest dobrze.

Pomogła w tym chyba „trasa pokory”…

Tak, stanowczo! Wszystkie nasze wspólne koncerty z zeszłego roku różniły się od tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni jako muzycy sesyjni – wszystkim musieliśmy się zająć sami, łącznie z wnoszeniem aparatury na scenę i zorganizowaniem noclegów. Sporo czasu spędzaliśmy razem także poza sceną – niekoniecznie z wyboru. Dojazd na koncert, wspólne zakwateroweanie, wspólne posiłki – uwierz mi, niektórzy tego nie wytrzymują.

Jak powstają nowe utwory? Nie gracie raczej prób – Tomek mieszka w Gdańsku, Marek – w Lublinie a ty w Warszawie. Spotykacie się praktycznie tylko w czasie koncertów, więc jak to możliwe?

Gramy tak dużo koncertów, że poświęcając godzinę przed każdym z nich na ogranie nowych pomysłów możemy swobodnie rozwijać nasz repertuar. W praktyce jest tak, że premierowe wykonania naszych utworów odbywają się w niewielkich miejscowościach, w przytulnych klubach muzycznych, przed żywiołowo reagującą publicznością – my też dzięki temu eksperymentujemy, zmieniamy aranże. W praktyce jest to otwarta próba, ale nasza muzyka to nieustający eksperyment i improwizacja.

Dlaczego wybraliście wołomińskie studio New Project Production?

To dobre studio, a dodatkowo leży na uboczu i jest tu świetna atmosfera. Zapewnia to nam pełen komfort pracy, nie ma napiętych terminów.

Prowadzicie dość intensywną kampanię reklamową trasy koncertowej, podobnie będzie z powstającą właśnie płytą. To rzadkość w przypadku produkcji jazzowych…

To fakt – mamy jednak szczęście blisko współpracować z siecią salonów muzycznych Riff. Pracują tam sympatyczni i otwarci na nowe pomysły ludzie i dzięki temu możemy sobie pozwolić na większą promocję.

Kiedy będziemy mogli kupić płytę?

Pierwszy promujący ją koncert odbędzie się 17 marca, płyta musi wcześniej pojawić się w sklepach. Nie znamy dokładnej daty…