Uwielbiam takie dni… Wystartowałem o 9.30, „w baku” kawa i dwie kanapki. Plan – plenerowe zajęcia fotograficzne z dzieciakami z szansy. Program minimum – jeden film poklatkowy o tematyce „śmieciowej”. Zrealizowany – dzieciaków była zaledwie czwórka, wolontariuszek z szansy – dwie, plus Monika i ja. Jedna grupa strzelała ze statywu fotki do filmu, druga – patrolowała miasto. Po dwóch godzinach – zmiana.
Oczywiście musieliśmy nieco oszukać odbiorców tego materiału – śmieci dorzucaliśmy sami, inaczej zeszłoby się cały dzień, z niewiadomym skutkiem. Zebraiśmy materiał do dwóch filmów poklatkowych, do tego ok. 500 zdjęć – oczywiście do przebrania, stanowczo. Ale materiał jest.
Około 13.00 zaczęło padać – szybka „teleportacja” do Kobyłki, na trwający już od 10.00 turniej walki wręcz. W tym roku po raz pierwszy impreza rozłożona na dwa dni, więc pierwsze wrażenie – mizeria. Ludzi mniej, zgiełku nie ma, zero napięcia. Ale jest ok. 60 zawodników, walki na jednej macie, dobry poziom.
Zostaję do 17.00 – dużo fotografowania, sporo gadania – odwiedził nas sponsor, warto poświęcić nieco czasu. Ale zaraz kłusem do Ośrodka – trzeba przygotować wszystko do spektaklu!
Mam kłopoty z podłączeniem kamery, baterie okazały się być całkiem „klapnięte”. Scenografia jużjest, pomału zaczynam ogarniać sytuację, ale okazuje się, że skleroza nie boli – nie załatwiłem sprawy drugiej kamery! Na szczęście Anka dociera razem z nią, po czym okazuje się, że nie mamy kasety miniDV. Extra. Jest sobota, po 18.00 – nie ma większych szans na kupienie jej gdziekolwiek. Decyzja jest prosta – kręcę z jednej kamery. Ma to swoje plusy – nie będzie trzeba montować :)
Aktorzy na miejscu, światła dojechały, szybka próba – i grają. Widzę „Oskara” po raz piąty chyba, ale ciągle mnie zaskakują. Tym razem mocno, bo na scenie dwóch nowych aktorów – zmiany na stanowisku Doktora i Ojca. Nieco panikuję przy obsłudze kamery, przy zaciemnieniach autofocus głupieje, ja też.
Do domu docieram o 21.55. Wciągam obiad. Padam.
Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter