Nie jestem zwolennikiem nazywania takich imprez „wigiliami” – a już zwłaszcza w pracy. To tylko towarzyskie spotkania przedświąteczne, czasem z życzeniami i prezentami. Lubię te składkowe, a nie cateringowe, i te na których nikt nie musza do śpiewania kolęd, i nikt nie przychodzi z musu, i jeszcze fajnie, jak można przyjść w dżinsach i pogadać w podgrupach. Krótko mówiąc – było fajnie!
Pojedzone, pogadane

Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter