Dopadł mnie poświąteczny głód sportowych emocji – pojechałem z drugoligowym składem na mecz z Łomiankami. Zaczęło się dobrze, ale…
Graliśmy bardzo młodym składem i z dość krótką ławką. Chyba zabrakło kogoś na parkiecie… Kogoś, kto wprowadziłby nieco spokoju do gry, dał reszcie pewność i oparcie. Nie chodzi o punkty, o zbiórki czy statystyki. Nie było tego osławionego team spirit, który z tak mnie zachwycił na finałach Mistrzostw Polski. Nie znam się, tak to po prostu odbieram… Skończyło się 73:52. Bywa.
Przy okazji – przywykłem już myśleć o wołomińskim OSiRze jak o sportowym skansenie, ale musze przyznać, że jest to skansen czysty. Mógłbym śmiało wtrząchnąć obiad z podłogi na hali, serio. W Łomiankach nie bardzo chciałem siadać na parkiecie.
Muszę częściej wybierać się na takie wycieczki!
Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter