Stephen Tavener zrobił mi radochę: Knight Line jest grą o prostych zasadach i niekłopotliwych akcesoriach, w dodatku bardzo kompaktową i wykorzystuje znajome elementy do stworzenia zupełnie nowej jakości…
Do gry wystarczy po dwadzieścia pionów w dwóch kolorach i kawałek płaskiej powierzchni. Piony muszą dawać układać się w stosy – i to dość wysokie, bo początkowo są tylko dwa, każdy złożony z wszystkich pionów jednego gracza. Plansza jest „wirtualna” – można oczywiście póbować rozgrywki na prawdziwej, ale z założenia jej powierzchnia nie jest ograniczona, więc łatwiej ją sobie wyobrazić.
„Dwie wieże” stoją więc początkowo na sąsiadujących ze sobą wyimaginowanych polach. Pierwszy ruch wykonuje gracz biały: wierzchnim pionem swojego stosu wykonuje ruch konika (skoczka) szachowego, ale w trakcie rozgrywki piony można stawiać jedynie na polach sąsiadujących w rzędzie, kolumnie lub ukoście z zajętymi już polami, więc… początkowo wybór nie jest zbyt wielki.
Kolejne ruchy graczy polegają na dzieleniu coraz niższych „wież” swoich pionów w dowolny sposób i stawianiu zdjętych stosów na wolnych polach – oczywiście wciąż zgodnie z ruchem szachowego skoczka. Nie wolno przenosić całych wież (a więc i pojedynczych pionów), nie wolno też wykonywać ruchów na pola zajęte już przez piony własne czy też przeciwnika. W grze nie ma bicia – piony nie opuszczają pola gry.
Celem graczy jest stworzenie nieprzerwanej linii czterech własnych pionów lub stosów w rzędzie, kolumnie lub ukośnie. Jeśli gracz nie może wykonać ruchu – musi spasować. Jeśi pasują obydwaj gracze – wygrywa drugi z nich, choć… to się ponoć nie zdarza.
Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter