Co jakiś czas zabieram się za porządki w analogowych odbitkach, ale zaraz ręce mi opadają i daję sobie spokój. Zostaję z kilkoma fotkami na których jest coś więcej, niż zamierzałem pokazać kilkanaście, a czasem i ponad dwadzieścia lat temu, kiedy naciskałem spust migawki. Na tych na przykład jest „grzybek”, choć bohaterem miał być drewniany dom na pierwszym planie…
Dla mnie on nigdy nie był „grzybkiem” – kojarzył mi się z wielkim gwoździem czy szpilką wbitą w miasto, a zaraz potem z zabawkami wykonywanymi w telewizyjnych programach przez Adama Słodowego, z jakimś żałosnym dziś misiem Yogi wyciętym z kartonu, za którego tułowiem kręciły się nogi na szpilkowej ośce wbitej w korek.
No ubaw po pachy, słowo daję…
Ale przeciez były czasy, gdy faktycznie życie Wołomina kręciło się wokół wieży ciśnień jak nogi tego łakomego przygłupa z Jellystone wokół szpilki – pół miasta miało w rodzinie kogoś, kto pracował w hucie szkła i jej upadek był dla Wołomina prawdziwym ciosem… „Matka Huta” błyskawicznie obróciła się w ruinę a „grzybek” ostatkiem sił zagrał jeszcze życiową rolę w filmie. Właściwie to w paru filmach. Na youtube.
Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter