Lista filmów do obejrzena na Netfliksie robi się coraz dłuższa, ale niektóre są ważniejsze od innych i nie mogą czekać w kolejce. Najbardziej spieszyło mi się do historii Quincy Jonesa, który od ponad pięćdziesięciu lat działa na rynku muzycznym i zadbał o brzmienie masy artystów – Ray Charles, Aretha Franklin, Michael Jackson, Little Richard, Frank Sinatra, Donna Summer nie odniesliby bez niego swoich sukcesów, co oczywiście zostało wielokrotnie zauważone: 79 nominacji do Grammy i 27 statuetek na koncie to chyba rekord.
Żeby żyć, trzeba kochać, śmiać się i nie mieć skulonych ramion. Rozłożysz ramiona, to życie cię pokaleczy, dostaniesz baty, ale też wiele dobrego. Będziesz skulony, to może nikt cię nie zrani, ale też niczego nie przyjmiesz.
Życie tego utytułowanego muzyka, producenta i aranżera to długa historia – 85 lat wypełnionych pracą i muzyką, ale naznaczonych przez trudne relacje z matką, depresję, uzależnienie od alkoholu i heroiny oraz burzliwe związki, o których opowiadają jego byłe żony i dzieci, bo współreżyserką i współproducentką dokumentu jest Rashida Jones, córka bohatera.
Stwierdził w jakimś wywiadzie, że jedyne, co mu w życiu nie wychodziło, to małżeństwa, ale… pewnie nie tylko. Sam nie jestem fanem czwórki z Liverpoolu, ale takie testy można chyba wytłumaczyć jedynie matuzalemowym wiekiem autora i jego jazzową przeszłością:
Byli niepotrafiącymi grać sk****ynami. Paul to najgorszy basista, jakiego kiedykolwiek słyszałem. A Ringo? Nawet nie chcę o nim rozmawiać
Troszkę grubo…
Podobno za każdym facetem, który odniósł sukces, stoi kobieta i… przewraca oczyma. Pewne jest natomiast, że za każdym sukcesem płytowym stoi producent i szczęście mają ci, za którymi stał Quincy Jones.
Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter