Czytałem kiedyś, że bohaterowie japońskich komiksów dorastają razem z czytelnikami: zaczynają jako idole kilkulatków, ale z czasem ich wygląd, język i przygody ewoluują, aby byli wciąż interesujący dla tych samych czytelników. Jednym to się udaje i utrzymują się na rynku całymi latami, przechodząc razem z fanami od piaskownicy przez kolejne szczeble edukacji aż do dorosłego życia, inni są porzucani – czytelnicy przestają się po prostu z nimi utożsamiać. Nigdy wprawdzie nie postrzegałem siebie jako megainteligentnego olbrzyma, ale jakieś dwadzieścia razy zapłaciłem za kolejną przygodę Jacka Reachera i nie żałowałem – aż do Nocnej rundy.
Nie oszukujmy się: każdy tom z nazwiskiem „Lee Child” na pierwszej stronie to konstrukcja z tych samych klocków. Reacher wysiada z autobusu gdzieś w Ameryce, pije kawę albo kupuje gatki na zmianę i zupełnie przypadkiem trafia na trop kryminalnej afery. Dzięki intelektowi oszczędnie, ale efektownie wspieranemu pięścią ratuje zazwyczaj z opresji jakąs damę, z którą wprawdzie spędza namiętną noc czy dwie, ale poważne związki nie są w jego stylu… Jest trochę strzelaniny, jakiś zwrot akcji, złoczyńcy ponoszą zasłużona karę, Jack wsiada do autobusu albo łapie stopa i jedzie dalej. Dobra, kupuję to, ale…
Nocna runda to głównie jeżdżenie między stanami i dzwonienie w różnych sprawach w różne miejsca. Nie słychać jakoś specjalnie chrzęstu łamanych kości, Reacher nawet dostaje małej zadyszki na górskim szlaku, jakoś intensywniej wspierają go przygodni pomocnicy. Niby Batman też miał swojego Robina… Może bym to wszystko jakoś przełknął, ale wątek pościelowy w tym tomie to już przesada, ckliwa tandeta. Rozumiem – ja też się starzeję, ale ja nie mogę z tym nic zrobić. Lee Child niejednokrotnie wykonywał prostą sztuczkę – wracał do przeszłości swojego bohatera, czasem nawet efektownie zahaczał o dzieciństwo, co skutecznie odświeżało jego wizerunek. Tym razem nie wyszło, z kilku tych samych co zawsze klocków nie da się już chyba zbudować czegoś nowego. Czas się pożegnać, Reacher. Wsiadaj do autobusu i jedź – nie interesuje mnie już specjalnie, w którą stronę tym razem wyruszasz.
Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter