Ba! Niektórzy chcą dobrze już od kilku lat, a nawet od kilku kadencji. Rzadko im się to udaje, bo a to ich ktoś się zmówił i ich wiecznie przegłosowuje, a to marszałek nie chce współpracować, albo znowu głupi mieszkańcy nie chcą RIPOK-u albo parku na peryferiach. Nikt ich nie rozumie, biedaków, a dodatkowo jeszcze wzbudzają niezrozumiałą agresję, która na szczęście skupia się na plakatach i banerach.
Zaczynają się więc prawdziwe emocje i prawdziwa praca mająca przynieść sztuczne efekty: zwycięstwo w internetowym sondażu, lawinę krytyki w komentarzach pod wywiadem konkurenta w lokalnej gazecie, przyklejenie się do cudzych inwestycji. Wciąż rozsiewane są plotki o tym, kto za kim stoi, który biznesmen kogo wspiera (choć samemu fotografowało się jeszcze niedawno z choćby z miejscowymi kupcami), kto będzie zwolniony z posadki, jeśli zmieni się układ sił – i kto go zastąpi.
Szkoda, że nikomu nie chce się uczciwie postawić sprawy – może wtedy frekwencja wyborcza byłaby wyższa?
