Już starczy tej białowieskości… W drodze do Supraśla pożegnaliśmy się z żubrami w hodowli pokazowej, potem troszkę pobłądziliśmy za Białymstokiem dzięki nieaktualnej nawigacji ale udało się – jesteśmy.
Upał srodze nas zmęczył, ale i tak zrobiliśmy szybkie rozpoznanie zwiadem. Myślałem, że do monastyru dostanę się podstępem dzięki brodzie, ale i tak braciszkowie okutali nas obydwoje w jakieś kiecki. Swoją drogą – żeby moje tłuste, kosmate łydy mogły w kimś wzbudzić nieprzystojne myśli…?
Muzeum ikon jakoś nie wzbudziło entuzjazmu mojej pani, więc odpuściłem, ale muzeum sztuki drukarskiej i papiernictwa nie mogłem sobie darować. Malutkie, ale ciekawe!
No i ta chwila… Za nami kilka świetnych dni chyba pierwszego naszego wspólnego urlopu, wokół zadziwiająco piękne i naturalne mieszkanki Podlasia na głównym deptaku ślicznego miasteczka w pełnym słońcu. Przede mną gastronomiczne odkrycie dekady – fantastyczne pieczone pierożki z jabłkiem. Obok książkowe znalezisko z miejscowej księgarenki: Nieprzyjaciel Lee Childa, o którego istnieniu nie miałem pojęcia. Czegóż chcieć więcej?
A ja też w podlaskich klimatach :) pozdrawiam
PolubieniePolubienie