Bywa, że zupełnie obcy sobie ludzie wpadną na niemal identyczny pomysł prawie równocześnie. Piet Hein i John Nash na przykład niemal równocześnie wymyślili Hex. Bardzo porządna polska planszówka Neuroshima Hex przypomina grę, której reguły zaprezentował Marek Penszko w 1978 roku na łamach miesięcznika Problemy. Jej autorem jest Krzysztof Oleszczyk – postać do dziś bardzo znana w szaradziarskim światku.
Rozgrywka toczy się na heksagonalnej planszy o boku 5 pól przy użyciu specyficznego kompletu dziesięciu pionów – każdy z nich jest inny i ma w grze inną „siłę” i możliwości.

Każdy sześciokątny pion jest podzielony na sześć tworzących go trójkątów. Dwa, trzy lub cztery z nich są oznaczone innym kolorem – u mnie akurat zielonym…
Gra rozpoczyna się na pustej planszy. Gracz w ramach przypadającego na niego ruchu może:
- wystawić nowy pionek na puste pole (wystawiając nowy pionek nie wolno umieścić go na polu bezpośrednio sąsiadującym z polem, na którym stoi pionek przeciwnika);
- przesunąć jeden z własnych pionków znajdujących się na planszy;
- obrócić jeden z własnych pionków znajdujących się na planszy o 60, 120 lub 180 stopni.
Eleganckie, bo inaczej się tego nazwać chyba nie da, są reguły ruchu pionów. Otóż każdy z nich można przesunąć w kierunku wskazanym przez zabarwione trójkąty maksymalnie o liczbę pól równą ilości trójkątów niezamalowanych. A więc na przykład pion z dwoma zielonymi trójkątami można przesunąć jedynie w dwóch kierunkach, ale za to aż o cztery pola.

Jeśli w wyniku ruchu pion zatrzyma się na polu zajętym przez pion przeciwnika, to jest on zbijany i zdejmowany z planszy. Partię wygrywa ten z graczy, który zgromadzi ponad 14 trójkątów na zbitych pionach przeciwnika.