Spokojnie wracałem sobie z mojej ciężkiej i odpowiedzialnej pracy nieco na skróty i spotkałem konia. Chyba panią konia. Klacz. Kobyłę? No nie znam się, ale była z radośnie brykającą latoroślą. Kabanos hycający po Huraganie to nie jest codzienny obrazek! Chociaż wiedziałem o ciągotach naszego sąsiada od dość dawna, to dotychczas nie afiszował się z nimi za bradzo, więc pstryknąłem focię w biegu. Kilka kroków dalej nadziałem się na rzeczonego właściciela kopytniaków, który od razu przeszedł ze mną na ty i zaczął wykrzykiwać, że mam natychmiast zrobić zdjęcie jakiemuś bezdomnemu, który uwił sobie gniazdko w trzcinowisku, bo on mu kazał sobie iść, a ten skubaniec go nie słucha. Nie ukrywam – trochę mnie zatkało od tej bezpośredniości, ale po chwili wyjaśniłem panu, że nie znajduję przyjemności w fotografowaniu bezdomnych, więc grzecznie, ale stanowczo odmawiam. „Ale konia to fotografowałeś!” – z gorzkim wyrzutem, choć bez większego związku zakrzyknął miejski farmer.
Oddaliłem się z godnością.
Jutro muszę mu jeszcze wyłuszczyć, że bezdomność nie jest w Polsce karalna, ale trzymanie w granicach naszego miasta zwierząt gospodarskich już tak… No i przyjrzę się temu nieszczęśnikowi w trzcinach, może trzeba zagadać? Mamy chyba w Czarnej przybytek dla ludzi w jego sytuacji, może trzeba mu pomóc się tam dostać? A może ciuchów potrzebuje?
Jest misja!
Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter