Dwie godzinki ze Stonesami? Zawsze! Zwłaszcza, że nie muszę oglądać tych gości w ich dzisiejszej formie cielesnej, bo wszystkie współczesne komentarze byłych i obecnych członków zespołu lecą z offu, a na wizji mamy wyłącznie materiał archiwalny – i to nie byle jaki!
Wiadomo – niczego nowego o The Rolling Stones się z tego filmu nie dowiedziałem, bo po pierwsze – wszystko już zostało powiedziane, po drugie – Mick Jagger, Ronnie Wood, Keith Richards i Charlie Watts są producentami tego obrazka, więc nie ma co oczekiwać sensacji. Olbrzymie wrażenie robią najstarsze nagrania koncertowe – chyba nic tam nie było słychać, za to wszystko było widać na pustych, rzęsiście oświetlonych scenach. Żenująco wypadają fragmenty ówczesnych wywiadów – dziennikarze chyba nie bardzo jeszcze wiedzieli, o czym gadać z rockowymi grajkami i aż dziwne, że muzycy naprawdę usiłowali się skoncentrować i odpowiadać na temat.
Produkcja z okazji pięćdziesięciolecia zespołu obejmuje okres od jego powstania do lat siedemdziesiątych, co wprawdzie nieco rozczarowuje, ale jest zrozumiałe – później panowie nieco się ścięli i an kilka lat z różnym skutkiem skupili na swoich solowych karierach. Może to jednak dobrze? W sumie początkowy okres ich twórczości, mocno osadzony w bluesie, wydaje mi się najciekawszy i wciąż umyka mi moment przeistoczenia się coverowej kapelki w zespół, który sprzedał na świecie 250.000.000 egzemplarzy swoich albumów.
Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter