Sam nie wiem, jak to się stało… Przecież jestem fanem Star Treka, najchętniej z lat 60., z przaśnymi efektami specjalnymi i tym specyficznym, zabawnym „futuryzmem”. Nawet w kolejce „do obejrzenia” czeka jakaś wersja kinowa, więc czemu przysiadłem do produkcji konkurencyjnego uniwersum? To przez sentyment? Możliwe… Powrót Jedi to chyba pierwszy „dorosły” film, jaki obejrzałem w wołomińskiej „Kulturze„.
W sumie to chyba nie żałuję – ponad dwie godziny zleciały nie wiadomo kiedy w towarzystwie Aldena Ehrenreicha, Woody’ego Harrelsona, Emilii Clarke i Donalda Glovera. Miło było znów zobaczyć na ekranie Thandie Newton, która przykuwała uwagę w Westworld. Nie ukrywam, że od razu po napisach końcowych zacząłem szukać innych filmów, w których zagrała Erin Kellyman…
Nie jest to film wybitny, choć świetnie zrobiony – w precyzyjnie dobranych proporcjach miesza komedię, kino gangsterskie i przygodowe, ale wpisuje się też w kategorię familijną. Nie przesadza z kosmicznymi bitwami (bo to nuda), nie przerysowuje zbytnio postaci. Nie wymaga od widza jakiejś olbrzymiej wiedzy o Gwiezdnych Wojnach – skoro ja się połapałem, to połapie się każdy, kto choć jednym okiem oglądał przynajmniej kilka epizodów serii. Przez cały czas miałem wrażenie, że to Indiana Jones w kosmicznym przebraniu.
To komplement.
Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter