Dwadzieścia minut obsuwy to nie jest dobry początek imprezy… Byłem więc nieco naburmuszony, ale potem przypomniały mi się ubiegłowieczne koncerty w tym miejscu i uznałem, że to lokalna, radzymińska tradycja. Goście zaczęli grać i… wróciło więcej wspomnień.
Nie znam ludzi, ale wydaje mi się, że muzykują od dawna – warsztatowo nie było źle, ale już tekstowo i aranżacyjnie dość monotonnie, więc pewnie mają za sobą lata grania „cudzesów”. A może jakieś dancingi? Po kilku kawałkach foch na obsuwę minął i zacząłem się nawet nieźle bawić, bo… kim ja niby jestem, żeby ich oceniać? Oni lubią grać, ja – robić zdjęcia. Oby nam się jak najdłużej chciało!
Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter