Prawdziwa pasja okazuje się być zaraźliwa nawet wtedy, gdy jest dość egzotyczna. Wprawdzie pierwsza część koncertu, ta zawierająca pieśni Kujaw, nie przekonała mnie za bardzo, ale za to druga wynagrodziła mi to z nawiązką. Ukraińskie pieśni wykonywane często na cztery głosy były naprawdę urzekające… Mam nadzieję, że usłyszę je jeszcze kiedyś o zmroku, z leniwą rzeką w tle, przy ogniu.
Niestety tradycją Galerii przy Fabryczce staje się przychodzenie z dziećmi zbyt małymi na to, żeby wytrzymać spokojnie trzy minuty, komentowanie półgłosem różnych rzeczy oraz niewyłączanie telefonów – bo przecież nikt nie zadzwoni.
Szkoda.

Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter