Nie wiem, dlaczego dostałem zaproszenie na otwarcie CITH, ale cieszę się, że udało mi się tam być. Szczerze mówiąc – prawie zapomniałem, że to dziś, a potem okazało się, że nie mam jak tam dotrzeć. Ratunek przyszedł z dość nieoczekiwanej strony i dotarłem nieco spóźniony, ale byłem tam – i cieszę się z tego. Do dziś byłem dość sceptycznie nastawiony do utworzenia Samorządowej Instytucji Kultury, ale chyba pomału zmieniam zdanie…
Pawilon, w którym dotychczas mieściła się zakurzona makieta mocno przebudowano, wyremontowano i wyposażono w elektroniczne gadżety wypełnione historyczną wiedzą. Z przyjemnością obejrzałem zawodowo przygotowany, czterdziestominutowy film o Bitwie Warszawskiej, chwilę pobawiłem się prezentacjami na wielkich ekranach, zerknąłem na skromne zbiory, zamieniłem kilka słów z pracownikami i musiałem się zbierać. Szkoda, że zapomniałem pakietu ossowskich gadżetów…
A może to dobrze? Mam pretekst, żeby znowu tam zajrzeć!