Znamy się od kilkunastu lat, ale na scenie nie widziałem ich już od bradzo dawna. Nie liczę kilku minut na wołomińskiej „patelni” jakiś czas temu – nie miałem czasu ani ochoty na słuchanie ich wersji hiciorów Marka Grechuty. Jakoś nie pasowali mi do wielkiej, plenerowej sceny, do nie swoich tekstów i cudzych melodii. No dobra, przyznam się – uważałem, że po pierwszej płycie było z nimi coraz gorzej.
Z Michałem spotkaliśmy się na koncercie Asspirine w Proximie i zgadaliśmy, żebym do nich wpadł na plotki, na próbę. Może to było tylko takie grzecznościowe, nie wiem – nękałem ich tak długo, aż znalazłem się w ich kanciapie. A właściwie w studio, bo mają skubańce szczęście: próbują w starym studiu nagraniowym, które mają na wyłączność.
W takich warunkach brzmi to zupełnie inaczej! Nie pobiegnę może jutro z rana kupować płyty, ale wrażenia mam pozytywne. Przede wszystkim wygląda na to, że oni po prostu lubią takie granie, że im to pasuje, że się świetnie bawią. I choć liczyłem na posłuchanie nowego materiału, to szans za wiele nie miałem – chłopaki przygotowywali się do jutrzejszego konertu gdzieś na drugim końcu Polski, więc powtarzali grechutowy materiał. Zrobiłem kilka filmików, ale nie wrzucę ich dzisiaj. Może jutro? A może nie…?
Jest chytry plan na ciekawy koncert. Mam nadzieję, że się uda. Idę spać, bo już prawie jutro…

PolubieniePolubienie