Pierwszy egzemplarz przepadł w trakcie pożyczanek – był plastikowy, wydany chyba przez Trefl, opakowany w beznadziejnie zaprojektowane pudełko, z którego kulki wysypywały się przy każdej probie wydobycia planszy. Drugi kupiłem chyba w lumpeksie i nie mam z niego wiele radości – pastelowe kolorki elementów skutecznie mnie zniechęcają. Drewnianą wersję mini wydaną przez Gigamic kupiłem za grosze na Allegro. Ma swoje wady, ale przynajmniej wygląda zachęcająco…
Trzydzieści kul w dwóch kolorach, plansza w formie wgłębień o wielkości 4×4 pola, kilka prostych zasad ruchu i jest zabawa! Gracze zaczynają na pustej planszy, wykonują ruchy na zmianę – wygrywa ten, kto umieści kulę w swoim kolorze na szczycie. Proste? Wiadomo, ale przecież muszą być jeszcze jakieś zasady!
W swojej kolejce gracz może dołożyć z ręki kulę na puste pole lub na podstawę utworzoną z czterech kul dowolnego koloru lub przestawić swoją kulę znajdującą się już na planszy na wyższy poziom, dzięki czemu „zaoszczędzi” jedną kulę, co zbliża go do wygranej.
Jeśli po dołożeniu lub „podniesieniu” kuli powstanie grupa czterech kul w kolorze gracza tworząca kwadrat 2×2 na sąsiadujących ze sobą polach, to gracz w ramach premii może usunąć z planszy jedną lub dwie swoje kule – oczywiście „z wierzchu”, nie naruszając konstrukcji wyższych pięter piramidy. Identyczna premia przysługuje za utworzenie równoległej do boków planszy linii z czterech swoich kul na „parterze” konstrukcji lub z trzech – na „pierwszym piętrze”. Takie „oszczędzanie” kul powoduje, że szanse gracza na wykonanie ostatniego ruchu w partii znacząco rosną!
Kule są lekkie i nie całkiem kuliste. Plansza jest nieco za mała – w otaczającym ją „rynsztoku” powinny się zmieścić wszystkie kule, ale niestety kilka trzeba na początku partii trzymać w garści.
I tak się cieszę.