Grafika w tej grze nie rozpieszcza jakoś szczególnie oka, czasem wręcz boli – wygląda, jakby ktoś za bardzo pociągnął suwaki w prawo przy kręceniu HDR-ów, zwłaszcza przy postaciach. Sama myśl o słuchaniu szant wywołuje u mnie chorobę morską. Wcielanie się w skrytobójcę też jakoś mnie nie pociąga, ale mimo to od jakiegoś czasu codziennie spędzam godzinkę na Karaibach w towarzystwie Edwarda Kenwaya…
Podobają mi się „okoliczności przyrody” – początek XVIII wieku, wspomniane Karaiby, korsarskie życie, te sprawy… Intrygujące są różne płaszczyzny i skale działań: od pojedynków na pięści w tawernach, przez używanie broni białej, palnej i innej dystansowej, bitwy morskie i abordaże po zdobywanie twierdz i międzykontynentalny handel. Troszkę jak w X-COM, tylko tu siedząc przyczajony po zmroku w krzakach i czekając na dogodny moment na bezszelestne skręcenie karku jakiemuś hiszpańskiemu oficerowi dostaję komunikat, że jakaś moja krypa zakończyła sukcesem misję handlową gdzieś w Europie. Miło. Tym bardziej, że w ramach relaksu można wyskoczyć z harpunem na ryby i wieloryby, zapolować na futerkowca czy rozerwać się przy planszówce w knajpie.
Spory, otwarty świat pozwala cieszyć się pruciem fal wzdłuż i wszerz mapy, ale lepiej nie zapuszczać się zbyt daleko na południe, dopóki Kawka nie będzie odpicowana i wzmocniona na tyle, żeby stawić czoła mocnym przeciwnikom na kontrolowanym przez nich obszarze. Podobnie jest zakapturzonym Edkiem – dobre żelastwo przy boku, przyzwoita broń palna i dyskretna dmuchawka pozwalają rozważać różne metody rozwiązywania problemów.
Fabuła nie jest nachalna – można ją w dowolnym momencie olać, rzucić się w wir (!) morskich bitew i grabieży, po czym bogatszym o nowe doświadczenia (i złoto) powrócić do głównego wątku.
Niby jestem już blisko końca, ale łakomym okiem spoglądam na Dying Light: the Following, które od paru dni czeka już na dysku PeeSa… Wciąż ciężko mi się przestawić na sterowanie padem i zmiana guzikologii doprowadza mnie do rozpaczy, więc nie dam rady grywać na zmianę.
Ja to mam problemy!
Ja byłam zauroczona 2 pierwszymi częściami. W trzecią nie miałam okazji zagrać, bo akurat miała premię w czasie, kiedy mój komputer można było określić mianem trupka, a czwarta jakoś nie zaskrabiła sobie mojego serca, choć spędziłam przy niej kilka godzin.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zupełnie nie mam porównania – nie widziałem poprzednich części nawet z daleka… Mówisz, że warto nadrobić?
PolubieniePolubienie
2 pierwsze na pewno! Altair i Ezio to niesamowicie dobrze zrobione postacie :)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dobra, to sobie odnotuję… Dział „do kupienia”…
PolubieniePolubione przez 1 osoba