Jakieś półtora roku temu, po ukończeniu pierwszej częśći deklarowałem, że grałbym w drugą, która właśnie powstawała. Mało tego, że zdążyła powstać – trafiła mi się w promocji, więc… kupiłem. I od razu jakieś DLC dokupiłem, żebym nie musiał znów wsiąkać w klimat po przerwie. I pograłem!
„Dwójka” ma zupełnie inny, jajcarski klimat, rzecz dzieje się w San Francisco, główny bohater jest jakby… opalony bardziej, działa w hakerskiej grupie Dedsec i dużo gada. Za dużo. Lepiej biega po mieście (wyglada na młodszego od poprzednika), lepiej prowadzi pojazdy, używa zdalnie sterowanych gadżetów ułatwiających rekonesans i hakowanie, lubi się stroić w modne łaszki i przy każdej okazji strzela sobie samojebki. Jasne chyba, że niełatwo mi się było z nim utożsamić, ale nie powiem – bawiłem się dobrze!
Zabrakło trochę klimatu, spójnej, ciekawej historii do odkrycia, jakiejś tajemnicy. Freaki z Dedsec to cyfrowe łobuziaki, psotniki z laptopami i smartfonami, a gra stała się zlepkiem logiczno-zręcznościowych zadań. Fakt – miasto i okolice robią wrażenie szczegółowością architektury i różnorodnością zachowań NPC-ów, ale to trochę mało. Może skuszę sięna parę wyzwań w trybie multiplayer i wpadnę w zachwyt? Zobaczymy…
Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter