Dzisiejszy upał mnie wykończył… Wróciłem do domu i uciąłem sobie godzinną drzemkę, jak jakiś starszy pan. Miałem odpuścić ten koncert, nie chciało mi się nawet drałować do MDK i pewnie bym został w domu, gdyby nie chęć przekonania się, czy z klawiszowcem nie znamy się przypadkiem z bluesowych jamów w kobyłkowskim MOK-u. Pojechałem.
Nie żałuję – to był kawał znakomitej, relaksującej muzyki, zagranej bez żadnej napinki, z wielką przyjemnością, wręcz radością – jakoś przypomniało mi się przy okazji rastafariańskie słówko Irie, które chyba najlepiej oddaje relacje muzyków ze sobą, ale i z publicznością. Instrumentalne utwory, grane z uwagą, ale i swobodą przez czterech zaledwie muzyków do prawie pustej sali pewnie jeszcze długo będą plątały mi się po głowie – podobnie, jak najstarsze utwory Openspace. Cieszę się, że ruszyłem tyłek z domu.
Miałem rację – znamy się z jamów.
Ludzi ciężko jest wyciągnąć z domu niezależnie od tego czy jest to coś co warto zobaczyć i docenić pracę innych! Jesteśmy tacy leniwi ,że niedługo tyłki przyrosną nam do foteli.Mam nadzieję,że kiedyś to się zmieni! A muzyka tego zespołu niezwykle relaksująca.Dobrze wróżę temu zespołowi. Na pewno znajdą swoich fanów.Powodzenia w dalszej karierze.:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba