Na Waldemara Gaińskiego wpadłem przypadkiem – na kilka jego wierszy natknąłem się jeszcze w szkole średniej, kiedy ambinie męczyłem wydaną w 1987 roku antologię Poeta jest jak dziecko. Nie będę ściemniał – pewnie wczytałem się uważniej w te kilka wierszy głównie dlatego, że krótka notka o autorze zaczynała się od słów „Urodził się 16 VIII 1952 r. w Wołominie”. Nie wiem, czy również tu mieszkał – może wychowywał się gdzieś w okolicy, może chodził tu do szkoły? Studiował polonistykę na UW, debiutował w 1974 roku w „Nowym Wyrazie”. Publikował w literackich pismach, był tłumaczony, wydał kilka tomików – a ja, choć wiedziałem już, że od połowy lat osiemdziesiątych mieszka i tworzy w Czestochowie, przez całe lata zwlekałem z podjęciem próby nawiązania kontaktu. Bezpośredniego namiaru nie miałem, dzwonienie po częstochowskich instytucjach jakoś mnie nie kusiło i… spóźniłem się. Zmarł w lutym 2011 roku.
Co jakiś czas wracałem do poszukiwań informacji o nim, usiłowałem kupić jakiś tomik, dowiedzieć się czegoś więcej, ale dopiero dziś trzymam w ręku niewielką książeczkę wydaną przez Młodzieżową Agencję Wydawniczą w 1981 roku – wieczór mam więc zaplanowany…
Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter