Co jakiś czas w gronie zawodniczek i trenerów koszykówki marudzę, że dziewczyny nie mają koszulek z nazwiskami. Mógłbym wtedy czasem zaspokoić swoją kolekcjonersko-wołomińską pasję i wzbogacić zbiory o taki gadżecik z autografem jakiejś gwiazdy, a tak… Stroje meczowe przechodzą z rocznika na rocznik, aż stają się całkiem demodé. Kaytek chyba wreszcie usłyszał te moje jęki i dostałem prezent, o którym nie śmiałem nawet pomarzyć.
Poczciwina stwierdził, że u mnie nie zginie, a u niego to nigdy nie wiadomo. Dla mnie to nie tylko kolejny w kolekcji wołomiński gadżet czy ciekawostka sportowa, ale przede wszystkim pamiątka świetnego sezonu i niesamowitego meczu, którego wspomnienie po dwóch latach wciąż budzi we mnie emocje.
Nawet go nie pytam, jakie ma plany wobec swojego medalu…