Z jednej strony widzę codziennie, że warunki do uprawiania sportu mamy w mieście marne: przedpotopowa hala, dostawione do niej na siłę trybuny z filarami zasłaniającymi widok, ciasne szatnie, sklecona z resztek wiekowego sprzętu klubowa siłownia… Z drugiej: gorzej było – się chwaliło. Właśnie dotarło do mnie zdjęcie z siatkarskich zawodów K.P.W. (Kolejowego Przysposobienia Wojskowego), które odbyły się w Wołominie 6 września 1937 roku. Też szału nie było…
Nie wiem, czy wtedy w siatkówkę grywało się wyłącznie w plenerze ale przypominam sobie jakąś historię o dyskwalifikacji wołomińskich siatkarzy w jakimś turnieju czy też podczas ligowych rozgrywek z powodu… braku butów. Jakichkolwiek. Zawodnik czy też zawodnicy, bo mogło chodzić o dwóch sportowców, stanęli do rozgrywek boso. I nie jest to teraz istotne, czy to przedwojenna, czy już PeeReLowska historia – szacun na dzielni się należy.
Wydaje mi się, że kiedyś sport uprawiało się dla sportu, to znaczy: albo towarzysko (bo znajomi grają w siatkówkę i to wspaniały sposób wspólnego spędzenia czasu na świeżym powietrzu), albo dla zdrowia (bo wyjdę i się poruszam). I w związku z tym nie zwracało się uwagi na niespecjalne warunki.
W ogóle, wydaje mi się, że w czasach PRLu nawet dorośli ludzie byli czasem trochę jak dzieci – potrafili wyczarować coś z niczego.
Wydaje mi się, że teraz ta umiejętność cokolwiek zanikła, bo żyjemy w iluzji hasła ,,możesz mieć wszystko”. Więc jeśli osiedlowa siłownia nie ma bieżni, to znak, że nie jest dość dobrą osiedlową siłownią, żeby do niej uczęszczać.
Inna sprawa, że moje okoliczne dresiki dalej chodzą na boisko, na którym w zasadzie nie ma niczego (ale są siatki zabezpieczające piłki przed ucieczką!) i grają tam od rana do nocy przy dobrej pogodzie.
Pozdrawiam!
PS. Słyszałam historię o dyskwalifikacji zawodników ze względu na brak butów. Teraz będę sobie próbowała przypomnieć gdzie, u licha, mogłam ją zasłyszeć. Oo
PolubieniePolubione przez 1 osoba