Trudno napisać coś o tej wyjątkowej powieści Szczepana Twardocha i nie zepsuć innym przyjemności lektury – albo słuchania, bo mnie akurat w mroczny półświatek przedwojennej Warszawy wprowadził Maciej Stuhr. I muszę przyznać, że gdyby nie on, to bym pewnie po Króla nie sięgnął, bo Drach jakoś mi wybitnie nie podszedł i wydawało mi się, że prędko panu Szczepanowi szansy nie dam… Dałem – i bardzo się cieszę.
Najpierw oczywiście pokiwał na mnie palcem Stuhr – w końcu nigdy się jeszcze na tym gościu nie zawiodłem. Potem zaintrygował mnie boks, Warszawa, lata trzydzieste… Nie bez znaczenia były wątki żydowsko-chrześcijańskie, polityczne czy kryminalne. Co tu dużo mówić – każda kolejna recenzja, na którą trafiałem w sieci skłaniała mnie do zakupu i niepokoiło jedynie to, że nie trafiałem na opinie krytyczne – a co najwyżej na kretyńskie.
Czy można polubić Jakuba Szapiro, warszawskiego Żyda, boksera i gangstera? Czy Mojżesz Bernsztajn, któremu Szapiro zamordował ojca, wzbudzi litość czytelników? Kim tak naprawdę jest Kum Kaplica – przywódca lewicującej szajki wymuszającej haracze w biednych dzielnicach stolicy, że tak długo pozostaje bezkarny? Czy międzywojenna polska rzeczywistość rzeczywiście była tak… odrażająca? I nie chodzi tu tylko o szarą, praską codzienność, ale o życie mundurowych, politycznych i intelektualnych elit!
To świetnie napisana, zaskakująca historia, znakomicie zinterpretowana przez Macieja Stuhra i prowadzona przez Twardocha równocześnie od początku i nieco od końca, wciąż obserwowana oczami Bernsztajna, który już pod nazwiskiem Inbar relacjonuje ją w czasach nam niemal współczesnych. „Pełnokrwistość” jej bohaterów nie wynika chyba jedynie z tego, że część z nich autor wzorował na autentycznych postaciach, ale z ich specyficznego „zawieszenia” pomiędzy skrajnie różnymi społecznościami, światopoglądami czy religiami, co daje pretekst do ciekawych przemyśleń zarówno samego autora, jak i czytelników. Wszyscy oni są przecież jednocześnie bezwzględni i wrażliwi, brutalni i delikatni, wulgarni i romantyczni… Jak większość z nas.
Nie chcę pisać zbyt wiele o fabule, żeby nie psuć zabawy tym, którzy zdecydują się poświęcić na Króla nieco swego cennego czasu – po prostu polecam, zwłaszcza w wykonaniu Stuhra!