Second half of June, 1953
Co jakiś czas ciągnie mnie do biografii i wywiadów-rzek, chociaż rzadko jestem z takich laktur zadowolony. To, co sprawdza się nieźle w wypadku polityków czy sportowców raczej nie wypala w odniesieniu do ludzi związanych ze sztuką – autorzy tekstów, muzycy czy pisarze zazwyczaj bronią się samą swoją twórczością i szczegóły ich prywatnego życia w żaden sposób nie podnoszą wartości ich dzieł. Vivian Maier byłą kobietą niezwykle utalentowaną i tajemniczą, ale lektura powieści Christiny Hesselholdt nie zmieniła mojego odbioru zdjęć tej wyjątkowej autorki.
Wyjątkowość Maier polegała na tym, że robiłą zdjęcia wyłącznie dla siebie. Mimo tego, że całe swoje życie podporządkowała fotografowaniu, to mało kto miał możliwość obejrzenia odbitek jej prac. Czy nie była świadoma swojego talentu? A może właśnie była – i opinie innych ludzi były dla niej nieistotne? Tego się już raczej nie dowiemy… Jakiś kolekcjoner trafił na pudło z jej negatywami w 2007 roku. Zanim docenił ich poziom i odnalazł autorkę, było nieco za późno – Maier zmarła w 2009, pozostawiając ponad 150.000 kadrów ulicznych z Chicago i Nowego Jorku lat 50., 60. i 70.
Vivian to nie jest zła książka – po prostu patrznie na świat oczyma Maier samo w sobie jest mocnym przeżyciem. Nie ma potrzeby mącenia tego obrazu poprzez oglądanie samej autorki oczyma pisarki, a informacje o jej skomplikowanych sprawach rodzinnych, dziwacznych natręctwach czy owłosionych nogach o tylko tanie i nie wnoszące niczego do sprawy sensacyjki. O ile więc szczerze polecam czarno-białe, kwadratowe kadry Vivian Maier każdemu, to tę lekturę już niekoniecznie…
Dodaj komentarz logując się przez FB lub Twetter